Od dawna czekałem aż ktoś wyda u nas Trenta i w końcu się doczekałem. I to w jak pięknym wydaniu, zbierającym całą serię w jednym potężnym tomie - po raz kolejny LiT pokazało na co ich stać. Trent mocno wyróżnia się na tle innych klasycznych frankofońskich westernów na rynku. Przede wszystkim przez postać głównego bohatera, który jest członkiem Kanadyjskiej Policji Konnej. Sporo tu jego rozmyśleń, dylematów, doskwierającej mu samotności i pragnienia miłości. A klasyczne sceny akcji: napady na banki, pojedynki rewolwerowców, pościgi, nie charakteryzują się brawurą, ale są kameralne. Całość daje niesamowity klimat, który nasuwa mi skojarzenia z antywesternami typu Jeremiah Johnson, czy McCabe i Pani Miller. Myślę, że dla fanów westernu i Leo, pozycja obowiązkowa.

Uwielbiam duet Rodolphe & Leo. Każda strona, każdy dymek, każdy rysunek, każdy szczegół to wybitnie zaplanowana i poprowadzona fabuła. Jeszcze mnie żaden komiks w ich wydaniu nie zawiódł, tak jak zresztą solowy Leo. Polecam.

Klasyczna kreska. Można nawet powiedzieć że zupełnie nieoryginalna. Taka jak wiele frankofońskich komiksów gdzie czasem trudno powiedzieć kto to rysował. Tu dobrze znane twarze z komiksów LEO. Nie wiem dlaczego ale ten komiks po prostu przyciąga. Nie tak dynamiczny jak Blueberry, zupełne przeciwieństwo. Duże przestrzenie i dużo samotności głównego bohatera, dużo rozmyślań. Każdy album to oddzielna historia a całość łączy miłość głównego bohatera. Musiał stanąć na półce obok innych dzieł LEO. I nie jest to dzieło najsłabsze. Aldebaran mimo ciągle nowych tajemnic zaczął mnie nużyć swoją schematycznością i powtarzalnością.

Lost in Time postanowiło rodzimemu czytelnikowi dostarczyć pełnych przygód Philippa Trenta, który swój zawód wykonuje z naprawdę wielkim zaangażowaniem i poświęceniem. Pod twardą oprawą albumu na ponad 400 stronach, znajdziemy więc wszystkie osiem oryginalnie wydanych części serii wzbogaconych dodatkowo o kilka dodatków (o tym później). Akcja komiksu rozgrywa się w końcówce XIX wieku na rozległych i nie zawsze nazbyt gościnnych terytoriach Kanady. Głównym bohaterem jest tu wspomniany Philip Trent. Człowiek honoru i zasad, który poświęcił swoje życie walce z przestępczością i niesprawiedliwością. W towarzystwie wiernego psa i rumaka przemierza on rozległe ziemie, utrzymując dobre stosunki z Indianami, ścigając bandytów, rozwiązując zagadki kryminalne i przede wszystkim pomagając słabszym. Każdy z dostępnych tu rozdziałów/albumów stanowi odrębną i zamkniętą fabularną całość. Pomiędzy nimi pojawia się co prawda pewien wspólny wątek, ale dzieje się on gdzieś głęboko w tle. Wszystko skupia się tu na głównym bohaterze i jego kolejnych próbach pomocy niewinnym. Poszczególne historie oparte są na sprawdzonych i dobrze wszystkim znanych schematach. Przewracając strony trudno jednak nie zauważyć, że Rodolphe (scenarzysta) stara się nadać opowieści szczypty indywidualności i odmienności. Dzięki temu mamy tu do czynienia z mieszanką przygody, kryminalnych historii, westernowych klimatów i szeregu obyczajowo-dramatycznych treści. Album jednocześnie nie jest możliwy do łatwego zaszufladkowania w jednej z tych kategorii, do samego końca mieszając różne gatunki. Zaserwowane tutaj treści potrafią więc być odrobinę sztampowe i momentami przewidywalne. Drzemie w nich jednak naprawdę ogromna przygodowa siła, dzięki której od lektury nie można się oderwać, a kolejne plansze pochłania się z niekłamaną przyjemnością. Jedyną poważniejszą uwagą, jaką można mieć do scenariusza to dość specyficzna forma narracji (do której da się jednak przyzwyczaić). Autor ma tu bowiem tendencję do szczegółowego opisywania myśli bohatera, nawet jeśli wynika to z samych rysunków....

Leo i Rodolphe. Synergia w pracy tego duetu jest porażająca. Wypełnia wszystkie komórki nerwowe a każdy kadr i dialog działa na wyobraźnie z ogromną siłą. Nie przesadzam. Piękne wydanie. konkretny integral. Kupować i nie zastanawiać się.

Miłośnicy opowieści przygodowych, wędrówek na łonie natury oraz sympatycy zwierząt powinni być zadowoleni. Jest przygoda, wyborna atmosfera i miła dla oka kreska prezentująca klasyczny stylistykę. Nie jest to jednak po prostu kolejny zbiór przygód ala dziki zachód, bo Trent ma swój styl i jest w pewien sposób uduchowiony. Motyw, który jest jedynym stałym łącznikiem wszystkich opowiadań jest zgrabnie budowany cegiełka po cegiełce i ładnie spina całą historię, aż do jej finału. Miła lektura. Gorąco polecam.