„Na prawo cyc, na lewo cyc, a w środku jędrny tyłek” – ta parafraza fragmentu popularnej piosenki, doskonale oddaje z czym ma się do czynienia w przypadku Dragons Rioting. Całe dziewięć tomów to jeden wielki pokaz fanserwisu (bez przekraczania pewnej bariery) przeplatany widowiskowymi walkami. Jeżeli ktoś liczy na coś więcej, to będzie bardzo mocno rozczarowany.
Gdyby się uprzeć, można doszukać się w tytule wartości dodanych. Przyjaźń i jej moc, pokazanie, że prawdziwi przyjaciele to osoby, które zawsze są z tobą niezależnie od sytuacji i zawsze służą pomocną dłonią. Ukazanie siły jako cechy, która wymusza na posiadaczu rozważne działanie, wielka moc to wielka odpowiedzialność i nie można jej nadmiernie wykorzystywać, a jeśli już zajdzie taka potrzebna to tylko w obronie innych.
Można się przebijać przez wierzchnie warstwy „erotyzmu” i doszukiwać się głębszego przesłania, ale najpierw należy sobie zadać jedno ważne pytanie - po co?
Manga od samego początku wyraźnie celuje w segment czysto rozrywkowy dla określonej grupy odbiorców, bez nadmiernie rozbudowanej treści fabularnej. Ma być śmiesznie, dynamicznie z domieszką erotycznego klimatu i dokładnie tak jest. Na rynku znajdziemy masę podobnych tytułów, których dodatkowym atutem jest całkiem dobra fabuła. W Dragons Rioting tego brakuje, zaprezentowana historia jest kompletnie płaska, a swoje niedociągnięcia stara się przykryć nagością i dynamicznymi walkami. W większości przypadków byłaby to negatywna cecha całkowicie pogrążająca dany tytuł, tu jednak jest zupełnie inaczej. Autor od samego początku miał zamiar stworzyć coś prostego, ale zapewniającego naprawdę masę rozrywki. Pierwsze dwa – trzy tomu, to wyraźne poszukiwanie własnej ścieżki i pomysłu na serię. Tsuyoshi Watanabe nie do końca jeszcze wiedział wtedy jak rozwinąć swoją produkcję. Dopiero później postanowił całkowicie odrzucić okowy typowego dla tego gatunku mangi i stworzyć radosny, pełny humoru shounenowy pastisz.
O ile fabularne równiny i doliny można jeszcze jakoś wybaczyć, bo tytuł broni się w inny sposób, to na temat bohaterów niestety nie można napisać zbyt wiele dobrego. Spore grono postaci (chociaż najważniejsze role odgrywa tylko garstka) jest tutaj potraktowane dość „prostolinijnie”. Postacie włącznie z Rintaro obok wyraźnej siły, są możliwe do określenia jedną cechą charakteru (wstydliwa, przebojowa, przyjacielska itp.). O ile w większości dynamicznych scen, nie zwraca się na to specjalnie, uwagi, to w spokojniejszych momentach dość mocno razi to po oczach. Wystarczyło odrobina więcej wysiłku, aby stworzyć bardziej wyrazistych bohaterów, wywierających na czytelniku jakieś określone emocje. Niestety stało się inaczej i stali się oni tylko tłem do wesołej rozwałki.
O wiele lepiej prezentuje się warstwa humorystyczna tytułu. Mamy to tutaj do czynienia z humorem zarówno sytuacyjnym, jak i słownym. Nie jest to najwyższy poziom żartów (do Monty Pythona jeszcze daleko), momentami humor wręcz przypomina rodzime komedie, jednak doskonale wpasowuje się w całościowy klimat tytułu i sprawia masę radości czytelnikowi. Bardzo duży wpływ na poziom żartów ma rodzime tłumaczenie, które wypada tutaj doskonale. Osoby odpowiedzialna za ten aspekt mangi spisały się bardzo dobrze. Znajdziemy tutaj masę odniesień do Polskiej szeroko pojętej popkultury, dzięki czemu bez problemu można zrozumieć niektóre satyryczne momenty.
Autor: PopKulturowy Kociołek Data: 27.06.2019